W pewnym hipermarkecie powstało stoisko z jajami. Jaja różnej wielkości, różnie pakowane, w różnej cenie, reklamowane jako wyjątkowo smaczne, naturalne, BIO oraz EKO.
Jedna z klientek przyglądała się długo, po czym zapytała handlującą tym towarem babinę, czym się różnią „najsmaczniejsze jaja” od „jaj EKO”. „Ja tam dokładnie nie wiem”, odpowiedziała babina, „ale te EKO to i na giełdzie są trzy razy droższe”.
Tak niestety bywa ze „zdrową żywnością”. Konsumenci są coraz bardziej świadomi, ile szkodliwych substancji znajduje się w produktach, które kupują na co dzień. Niektórzy starają się więc, ilekroć to możliwe, wybierać te „zdrowe”.
Problem tylko w tym, że wiedzą o tym również producenci i bez wahania wciskają klientom żywność nafaszerowaną chemią, ale odpowiednio nazwaną i opakowaną.
Nikt nie zabrania przecież opatrzyć produktu nazwą z „bio” lub „eko”, nawet jeżeli nie ma to nic wspólnego z prawdą. Nie można też mieć pełnego zaufania do sklepów specjalizujących się w handlu zdrową żywnością: nawet tam można znaleźć produkty, które nie mają z nią nic wspólnego.
Ale istnieje oczywiście prawdziwa żywność EKO. Jest droga, ponieważ jej produkcja kosztuje znacznie więcej niż masowa. Przede wszystkim jednak posiada certyfikat, który można rozpoznać po charakterystycznym listku złożonym z dwunastu gwiazdek.
Niestety, zdarzają się bardzo nieuczciwi producenci, którzy umieszczają ów listek na produktach bez certyfikatu, a także spryciarze, którzy zlecają grafikom opracowanie rysunku bardzo do tego listka podobnego. Nie ma absolutnie pewnego sposobu na stwierdzenie, czy to, co kupujemy, to rzeczywiście zdrowa żywność z ekologicznych upraw.
To, że jest droższa od normalnej, o niczym nie świadczy. Dobrze, jeśli… wygląda gorzej i ma krótki termin przydatności do spożycia: może to świadczyć o tym, że dana żywność bio powstała rzeczywiście w warunkach naturalnych, bez wspomagania chemią.
Wszędzie tam, gdzie gra toczy się o duże pieniądze, do boju ruszają marketingowcy. Niektórzy z nich otrzymują zadanie sugerowania klientom, że sprzedawana są im produkty organiczne, choć wcale tak nie jest.
Inni sztucznie nakręcają sprzedaż żywności zdrowej i rzekomo zdrowej, bo jest ona droższa, marże na nią są wyższe, więc interes bardzo się opłaca, choć na razie zdrową żywność kupuje zaledwie ok. 7 procent Polaków.
Część z nich zmuszona jest kupować żywność bez laktozy, ponieważ ich organizmy jej nie tolerują.