Zjadanie łososia jest zalecane jako powszechnie zdrowe. Bywa jednak, że jest to pułapka, ponieważ ważne jest również pochodzenie ryb, które trafiają na stół.
Łosoś norweski, czyli niekoniecznie najlepszy
Spis treści
Niedawne śledztwo dziennikarskie ujawniło w jak skandalicznych warunkach hodowane są jedne z najbardziej popularnych ryb na świecie, czyli łososie. Okazało się, że ryby żyją w małych, ciasnych akwariach po setki sztuk w jednym. Nie mają nawet możliwości się poruszyć. Duszą się, a na dnie basenów znajduje się toksyczna substancja stworzona z odchodów ryb i ich martwych ciał. Nikt jej nie sprząta, dlatego rozkładają się i trafiają z powrotem do żywych ryb.
Nic dziwnego, że w takich warunkach chorują one, umierają. Niektóre źródła donoszą, że dochodzi nawet do mutacji. Takie mięso właśnie trafia na nasze stoły. Nawet ryby dostarczane w całości są pozbawione głowy, podczas gdy właśnie po pysku i oczach rozpoznaje się, czy jest to ryba świeża i zdrowa. Ponadto mutacje, o jakich była mowa objawiają się właśnie najczęściej na głowie ryby.
Dziki łosoś wkracza na salony
Nic dziwnego, że od kilku lat ludzie znaczną większą uwagę poświęcać dzikim odmianom łososia, na przykład łososia dzikiego pochodzącego z Alaski. Są to ryby hodowane w ich naturalnym środowisku, zatem nie w tak wielkim stopniu zanieczyszczone i zmaltretowane, zanim trafią na ostatecznie na talerze. I bardzo dobrze, ponieważ łosoś jest przede wszystkim źródłem kwasów omega 3, bardzo ważnych dla człowieka, wpływających na każdy układ jego ciała.
Mają również działanie antynowotworowe. Zaleca się zjadanie ryb kilka razy w tygodniu, jednak jeśli są to ryby pochodzące z masowych hodowli to nie nadają się do spożycia tak często, czy nawet w ogóle. Łosoś dziki jest konieczny dla wszystkich, którzy chcą młodo wyglądać i zapobiegać przedwczesnemu pojawieniu się zmarszczek, ponieważ poprawia nawilżenie skóry. Łosoś dziki ma zwykle znacznie intensywniejszy kolor niż hodowlany, jak również lepszy smak, charakteryzujący się szerszą gamą.