Wiele par zwleka z zakupem mieszkania do ślubu. Wspólny majątek sprawia, że para jest bardziej wiarygodna dla banku. Dzięki temu zyskuje korzystniejsze warunki kredytu. Małżeństwo okazuje się jednak porażką.
Pamiątką po wspólnym życiu pozostają nie tylko ślubne zdjęcia, ale również kredyt. Kto go spłaca po rozwodzie?
Połączył nas kredyt
Spis treści
Dlaczego bierzemy ślub? Większość powie, że z miłości. Tym uczuciem darzymy jednak drugą osobę także przed ślubem. Sakrament małżeństwa jest więc zwieńczeniem, które w jednych związkach następuje prędzej, w innych zaś później. Mieszkamy razem, wyjeżdżamy na wakacje, wspieramy w problemach.
Dla wielu obrączka na ręku nie jest więc argumentem, by spędzić z drugą osobą życie. Jest wiele innych, ważniejszych aspektów, a małżeństwo traktowane jest symbolicznie.
To może dziecko? Nie ma co ukrywać, sporo par pojawiających się na ślubnym kobiercu robi to wcześniej, niż zamierzało. Chcą powiedzieć sobie sakramentalne „tak”, zanim na świecie zjawi się ich pociecha. Coraz częściej jednak obok miłości oraz dziecka pojawia się jeszcze jeden argument przemawiający za pójściem do ołtarza.
Tym argumentem jest kredyt. Więzi małżeńskie mogą być tym mocniejsze, im większa jest jego kwota. Brzmi zabawnie, ale taka jest rzeczywistość. Skoro i tak planujecie spędzić ze sobą całe życie, to łatwiej jest spłacać zadłużenie z dwóch wypłat.
Większe wspólne dochody, to większy wkład własny – przynajmniej w teorii – a także większa zdolność kredytowa, a zatem lepsze warunki umowy.
Małżeństwo z rozsądku
W oczach banków para mieszkająca ze sobą 10 lat nie jest tak atrakcyjnym klientem, jak małżeństwo, które poznało się rok temu, nawet jeśli obie pary generują łącznie takie same dochody. Dlaczego? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze, które w tym wypadku przyjmują także postać wspólnego majątku.
Wspólny dług łączy ludzi – przykre, ale prawdziwe. Przy wspomnianym założeniu o takich samych dochodach, łatwiej dochodzić należności od małżeństwa niż pary żyjącej „na kocią łapę”. W polskim prawie za wspólnie zaciągnięte zobowiązania małżeństwo odpowiada całym swym majątkiem.
W przypadku pary, która wspólnie spłaca kredyt zaciągnięty przez jednego z partnerów, jest to dużo trudniejsze. Wystarczy rozstanie, by jedna strona została z długami, a druga może beztrosko rozpocząć kolejny etap życia.
Dla banku nic się nie zmienia. Umowa obowiązuje na takich samych warunkach, wszak była zawarta z jedną osobą. To, że przez jakiś czas spłata kredytu przychodziła łatwiej, bo finansowały ją dwie osoby, nie ma znaczenia. A co, gdy małżeństwo z rozsądku okazało się mało rozsądną decyzją?
Kredyt na 20 lat czy pożyczka? Rozwód nic nie zmienia
Połączyła ich miłość, chęć wspólnego spędzenia ze sobą życia oraz posiadania własnego mieszkania. Po trzech latach jedynym scalającym ich elementem jest kredyt zaciągnięty na nieruchomość. Podczas zawierania umowy małżonkowie zobowiązują się do solidarnej spłaty zadłużenia i odpowiadają za nie wspólnym majątkiem.
Wraz z orzeczonym przez sąd rozwodem, wspólnota majątkowa dobiega końca. Organ ten decyduje, do kogo w nowej rzeczywistości należeć będą konkretne dobra. Oczywiście weźmie on pod uwagę wolę obu stron. Jeśli małżonkowie dogadali się, że mieszkanie trafia do męża, a samochód do żony, to tak może być.
Dług to jednak nie majątek i obie strony w dalszym ciągu są za niego odpowiedzialne w takim samym stopniu. Dla sądu nie ma znaczenia, czy rozwodnicy będą spłacać kredyt zaciągnięty na 20 lat, czy pożyczkę. Zdarzają się jednak przypadki, acz nieliczne, w których wymiar sprawiedliwości może określić, który małżonek odpowiada za spłatę długów po rozwodzie.
Umów trzeba przestrzegać
Przyjmijmy jednak bardziej prawdopodobną wersję, czyli tę, w której obie strony zostaną obciążone kosztami. Tak długo, jak kredyt spłacany będzie na czas, bank nie będzie miał żadnych obiekcji.
Problem pojawi się, gdy jeden z byłych już małżonków przestanie regulować należności. Instytucja powetuje sobie starty, obarczając kosztami drugiego z dłużników. Nie ma tu żadnego znaczenia, że przed rozwodem para ustaliła między sobą, że kredyt będzie spłacany przez jednego z nich. Problem wspólnego kredytu da się jednak rozwiązać, choć nie jest to proste.
Jak tego dokonać? Trzeba dogadać się z bankiem i byłym współmałżonkiem, który to na mocy sądu użytkuje nieruchomość. Co w tym trudnego? Umów należy dotrzymywać, a ta związana z kredytem została zawarta z dwiema osobami. Bank może zgodzić się na odpięcie jednego rozwodnika, ale będzie to skutkowało zmianami w kredycie.
Rozwód – nowe życie, nowy kredyt
Jedna osoba to mniejsza zdolność kredytowa, a zatem większe ryzyko dla instytucji. Konieczna staje się renegocjacja warunków. Rata ulegnie zwiększeniu, a okres spłaty może się wydłużyć. To z kolei nie musi odpowiadać byłemu małżonkowi, który zostanie bez żony za to z kredytem. Jest jeszcze jedna możliwość.
Po dokonaniu nowych kalkulacji może się okazać, że nie dysponujemy zdolnością kredytową. Co wtedy? Trzeba znaleźć nowego kredytobiorcę lub przenieść zobowiązanie do innej instytucji, a to kolejne koszty.
Rozwód to przykra sprawa. Nie chodzi tu tylko o koniec wspólnej drogi, niespełnione plany i marzenia, ale również czysto ekonomiczne pobudki, takie jak wspomniany kredyt.
Niestety, może się okazać, że wyjściem z sytuacji będzie sprzedaż nieruchomości. W ten sposób pozbędziemy się nie tylko mieszkania, ale również wspomnień i kredytu.